środa, 2 grudnia 2015

Dzień 9 Maria La Gorda, Vinales



Śniadanko o 7.30 i plażing, smażing do 12.00
Ruszamy w stronę Vinales.
Drogą znowu się dłuży. Próbuję policzyć zakręty, ale zasypiam przy 28. Po 3 godzinach dojeżdżamy do Vinales. Piękne okolice. Zupełnie inne niż we wschodniej części Kuby. Vinales położone jest pod samym pasmem gór. Jest to teren bardzo żyzny. To tu znajdziemy liczne plantacje tytoniu, trzciny cukrowej i kawy.
To tu umówiłam się z Walterm i jego żoną Ileaną (który przez pół roku organizował ze mną tę wyprawę tylko drogą mailową). Szukamy naszych noclegów. Mijamy centrum i wjeżdżamy w boczne uliczki, potem zaczyna się droga gruntowa. Wreszcie dojeżdżamy pod El Cubanite. Obok pokoje. Jest i Walter i Ileana oraz gospodarze domów, w których mamy mieszkać. Witamy się z Walterem. Są nawet uściski. Wtedy nie wiem jeszcze co nas czeka.
Idziemy obejrzeć pokoje. Przechodzimy przez jakieś błota, wybieg dla świń, kur, potem wąski korytarz i docieramy do pierwszego pokoju. To jeszcze nic. Okazuje się, że następny dom znajduje się 100m dalej i tam jest kolejny pojedynczy pokój. Rezygnujemy już na wstępie. Nie chcemy rozdzielać grupy na pojedyncze pokoje po domach do których nawet nie można przenieść walizek.
Postanawiamy poszukać innych noclegów. Biegam z Romilio i Walterem po całym Vinales. Mini półmaraton i udaje znaleźć się 3 pokoje w jednej dzielnicy i 3 pokoje przy głównej ulicy na zapleczu restauracji. Do tych pokoi możemy jednak dotrzeć pod same drzwi drogą asfaltową i co najważniejsze, nie rozdzielamy się na pojedyncze pokoje.
Po powrocie do grupy, która czeka na nas w El Cubanita zastajemy całą grupę siedzącą w środku restauracji przy oświetlonej choince ze szklaneczkami wypełnionymi el ronem.



Atmosfera jakby się rozluźniła, ale to tylko cisza przed wielką burzą.
Nagle rozpętuje się wielka awantura, gdy oświadczam, że zabieram grupę do innych pokoi. Każą zapłacić za nieskorzystanie z pokoi. To się nie dzieje, myślę sobie. Co to jest w ogóle za sytuacja. Ileana zaczyna krzyczeć i płakać na zmianę. Wszyscy się awanturują. Ucinamy tę awanturę wychodząc na zewnątrz.
Jedziemy. Udaje się znaleźć pokoje w casa blisko siebie i przy drodze asfaltowej w bocznej drodze.
Nie dajcie się zwieść, że całe Vinales jest full i ludzie śpią nawet w parku.
Wracamy na główną ulicę, gdzie mają czekać pokoje dla nas i Pauliny i Roberta. To te pokoje na zapleczu. Okazuje się jednak, że się spóźniliśmy i pokoje sprzedane.
Pojechaliśmy z powrotem w boczną uliczkę, gdzie mają pozostali. Udało się. Na jedną noc w jednej casa, na drugą już w innej. Ciągle na walizkach ;)
Na każdym tarasie znajdują się bujane fotele :)



Wieczorem jedziemy do restauracyjki. Sporo tu turystów, ale krewetki są pyszne J
Tak kończy się nasz nerwowy dzień. Pierwszy w Vinales.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz