Śniadanko o 7.30 i plażing,
smażing do 12.00
Ruszamy w stronę Vinales.
Drogą znowu się dłuży. Próbuję
policzyć zakręty, ale zasypiam przy 28. Po 3 godzinach dojeżdżamy do Vinales.
Piękne okolice. Zupełnie inne niż we wschodniej części Kuby. Vinales położone
jest pod samym pasmem gór. Jest to teren bardzo żyzny. To tu znajdziemy liczne
plantacje tytoniu, trzciny cukrowej i kawy.
To tu umówiłam się z Walterm i
jego żoną Ileaną (który przez pół roku organizował ze mną tę wyprawę tylko
drogą mailową). Szukamy naszych noclegów. Mijamy centrum i wjeżdżamy w boczne
uliczki, potem zaczyna się droga gruntowa. Wreszcie dojeżdżamy pod El Cubanite.
Obok pokoje. Jest i Walter i Ileana oraz gospodarze domów, w których mamy
mieszkać. Witamy się z Walterem. Są nawet uściski. Wtedy nie wiem jeszcze co
nas czeka.
Idziemy obejrzeć pokoje. Przechodzimy
przez jakieś błota, wybieg dla świń, kur, potem wąski korytarz i docieramy do
pierwszego pokoju. To jeszcze nic. Okazuje się, że następny dom znajduje się
100m dalej i tam jest kolejny pojedynczy pokój. Rezygnujemy już na wstępie. Nie
chcemy rozdzielać grupy na pojedyncze pokoje po domach do których nawet nie
można przenieść walizek.
Postanawiamy poszukać innych
noclegów. Biegam z Romilio i Walterem po całym Vinales. Mini półmaraton i udaje
znaleźć się 3 pokoje w jednej dzielnicy i 3 pokoje przy głównej ulicy na
zapleczu restauracji. Do tych pokoi możemy jednak dotrzeć pod same drzwi drogą
asfaltową i co najważniejsze, nie rozdzielamy się na pojedyncze pokoje.
Po powrocie do grupy, która czeka
na nas w El Cubanita zastajemy całą grupę siedzącą w środku restauracji przy
oświetlonej choince ze szklaneczkami wypełnionymi el ronem.
Atmosfera jakby się rozluźniła,
ale to tylko cisza przed wielką burzą.
Nagle rozpętuje się wielka
awantura, gdy oświadczam, że zabieram grupę do innych pokoi. Każą zapłacić za
nieskorzystanie z pokoi. To się nie dzieje, myślę sobie. Co to jest w ogóle za
sytuacja. Ileana zaczyna krzyczeć i płakać na zmianę. Wszyscy się awanturują.
Ucinamy tę awanturę wychodząc na zewnątrz.
Jedziemy. Udaje się znaleźć
pokoje w casa blisko siebie i przy drodze asfaltowej w bocznej drodze.
Nie dajcie się zwieść, że całe
Vinales jest full i ludzie śpią nawet w parku.
Wracamy na główną ulicę, gdzie
mają czekać pokoje dla nas i Pauliny i Roberta. To te pokoje na zapleczu.
Okazuje się jednak, że się spóźniliśmy i pokoje sprzedane.
Pojechaliśmy z powrotem w boczną
uliczkę, gdzie mają pozostali. Udało się. Na jedną noc w jednej casa, na drugą
już w innej. Ciągle na walizkach ;)
Na każdym tarasie znajdują się bujane fotele :) |
Wieczorem jedziemy do
restauracyjki. Sporo tu turystów, ale krewetki są pyszne J
Tak kończy się nasz nerwowy dzień. Pierwszy w Vinales.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz