środa, 2 grudnia 2015

Dzień 2 Varadero i Playa Giron



W Varadero na lotnisku czekali na nas kierowcy z którymi umówiłam się przez internet. Do końca nie wiedziałam, czy na pewno tam będą. Jeśli chcecie zarezerwować sobie samochód to musicie to zrobić 3 miesiące wcześniej. Mi się nie udało, ponieważ do końca nie było wiadomo ile osób pojedzie. Jak się okazało, nie ma tego złego… 
W ostatni tydzień po wielkich trudach udało się. Dwa samochody dla 10 osób z wielkimi bagażami miały czekać na lotnisku.
To nie są tanie rzeczy i pisałam kierowcy, że to trochę drogo (chociaż można wypożyczyć samochody bez kierowców- taniej, to ja nie miałam wielkiego wyboru. Trzeba było brać, co dają J)
Po wyjściu z lotniska okazało się, że aby wyszło dla nas trochę taniej, podstawił jednego vana i jeden czerwony, piękny amerykański oldtimer.
To był strzał w 10  :) Wszyscy chcą jechać starym, klimatycznym Fordem. Pomieściliśmy się bez problemu, a kierowcy wydają się być bardzo mili i profesjonalni.
Nie wyobrażam sobie teraz, żeby mogło ich nie być .
Oni załatwią tu wszystko. Od tańszej wody w sklepie, butelki rumu + dwie butelki coli za 4 CUC ;)
Takkkk, za 4 CUC czyli prawie 4 eur. Nie możecie uwierzyć? My też nie mogliśmy.Już wiem dlaczego tyle pije się tutaj rumu :D
Dotarliśmy w końcu do casa particular w Playa Giron, tj. dom w którym mieliśmy mieszkać i nurkować z właścicielem domu i bazy nurkowej. Na miejscu okazało się, że kubański system działa tak, jak wszyscy opowiadali nam przed podróżą -nie było wolnych pokoi. Podobno daty pomyliły się właścicielom. A w rzeczywistości było tak, że ktoś przyjechał wcześniej i zapłacił z góry. Polecili nam inne domy. Było całkiem fajnie, bo wszystkie trzy domy znajdowały się obok siebie, a w jednym z nich jest nawet restauracja. Jedyny minus jest taki, że dostaliśmy jeden pokój za mało. Zrobiliśmy małe roszady i jakoś udało się pomieścić.

 Romilio, nasz organizator samochodów, który podróżuje z nami, powiedział ze bez problemu załatwi nam w Playa Larga inne pokoje na następne dwie noce. Skorzystałam z tej opcji. Opłacało się, bo część z nas dostała piękne pokoje z widokiem na morze i pyszne śniadanie w pakiecie.
Przed wyjazdem docierały do nas słuchy, że raczej nie ma co nastawiać się na dobre jedzenie na Kubie. I dobrze J przynajmniej byliśmy mile zaskoczeni. Jest pysznie- jak do tej pory.
Gospodarze są przemili i tworzą tu bardzo domową atmosferę. Zawsze pytają rano czego potrzebujesz i co zjadłbyś na obiad, żeby się przygotować na powrót np. z nurkowania.
Ja zdecydowanie polecam rybę, jakąkolwiek (wszystkie jakie jedliśmy były pyszne), langustę, krewetki i ryż z fasolą (tradycyjne kubańskie danie).  Można też spróbować mięso krokodyla. To takie mięso przypominające trochę kurczaka, ale jakby bardziej sprężyste. Mięsożercy znajdą też coś dla siebie, chicken i pork jest też w standardzie. Owoce towarzyszą nam do każdego śniadania, a suszone banany to świetna przekąska przed daniem głównym.

Śniadanie:

Krokodyl

Lobster na obiadek
Drugi dzień skończyliśmy przy powitalnym mojito. Chyba nie muszę dodawać, że nie skończyliśmy na jednym J
To była długa podróż. Prze chwilę wydawało nam się nawet, że niekończąca. Przesunięcie czasu o 6 godzin do tyłu robi swoje. Nadeszła jednak godzina 20.00 i długi dzień skończył się dla mnie w 3 sekundy. Spaaaaaać!!! To był dłuuugi dzień pełen wrażeń.  Udany dzień. Dziękuję J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz